The Surfer Kids Program charytatywny pomaga dzieciom z ubogich obszarów Afryki zanurzyć się na krótki czas w wolności, wietrze i surfingu. Wolontariusze ze wszystkich zakątków świata podróżują do RPA, aby pomóc dzieciom nauczyć się jeździć na desce, a jednocześnie oderwać się od życia w niekorzystnym środowisku. Blogerka z Instagrama Anastasia Morozova opowiedziała "Championship" swoją historię udziału w programie.
Dowiedziałem się o tym programie, gdy byłem w RPA na wycieczce surfingowej. W ramach tej wycieczki zabrano nas do Mosselbaai, gdzie spędziliśmy cały dzień z dziećmi. Po tym zdecydowałem, że wrócę tu ponownie, ale już jako uczestnik tego programu.
Finansowa strona zagadnienia
Od razu opowiem o stronie finansowej, żeby więcej do tego nie wracać. Sam program kosztuje około 50 tysięcy rubli (za jeden miesiąc), koszt ten obejmuje transfer, wyżywienie, zakwaterowanie i korzystanie z całego niezbędnego sprzętu. Bilety lotnicze można kupić za 35 tysięcy w obie strony. Internet kosztował mnie około 8-10 tysięcy rubli, ale tę kwotę można spokojnie podzielić przez trzy, ponieważ korzystałem z niego bardzo aktywnie, ponieważ musiałem pracować przez cały mój pobyt w Afryce. Do standardowego korzystania z sieci społecznościowych wystarczą 3-4 tysiące. Na miejscu nie ma zbyt wiele pieniędzy do wydania, ale nawet jeśli zdecydujesz się wyjść na kolację gdzieś poza programem, butelka dobrego wina i stek będą Cię kosztować 500 rubli.
Jeśli chodzi o zakwaterowanie, z pewnością spodziewałem się, że warunki będą okropne. Jednak mieszkanie dla wolontariuszy znajduje się w dobrym kompleksie mieszkalnym, ma kilka sypialni i ogólnie ma wszystkie warunki do życia. Jest to nowe mieszkanie, zaczęli je wynajmować dopiero we wrześniu 2016 roku. Wcześniej wolontariusze mieszkali w wiosce, z lokalnymi rodzinami. Ale ponieważ wioska była daleko od plaży, postanowiono wynająć apartamenty, które byłyby bliżej. Byłem pierwszym wolontariuszem w 2017 roku, więc mieszkałem sam w ogromnym apartamencie. Drugi wolontariusz przyjechał dopiero dwa tygodnie później.
Co należy wiedzieć przed wyjazdem do Afryki?
Jednym z najczęściej zadawanych pytań jest: "Czy potrzebuję szczepień, aby podróżować do Afryki?". W szczególności w RPA nie są wymagane żadne szczepienia, jest to nawet podane na stronie internetowej ambasady. Jedyną rzeczą, której naprawdę potrzebujesz podczas podróży, aby wykonywać jakąkolwiek aktywność, jest sprawność fizyczna. Oczywiście nie musisz być super sportowcem, ale nie powinieneś być zdyszany po kilometrowym joggingu. Nie musisz też mieć głębokiej wiedzy na temat surfingu. Ja, na przykład, byłem jednym z niewielu wolontariuszy, którzy potrafili surfować. Zazwyczaj obcokrajowcy przyjeżdżają i najpierw uczą się na własną rękę. W takich warunkach, czy tego chcesz, czy nie, twój własny poziom bardzo wzrośnie, codzienna praktyka przez 8 godzin robi różnicę.
Codzienna rutyna
A propos codziennego treningu. Codzienna rutyna wyglądała następująco: wcześnie rano śniadanie, od 9 do lunchu (w zależności od warunków pogodowych) ćwiczysz sam lub z trenerem - to twój własny czas na surfowanie. Następnie lunch i od około 14 do 17 trening dla dzieci. Po treningu możesz robić, co chcesz. Wieczór to czas osobisty. Zwykle jadłem kolację, po której wychodziłem na drinka z moimi nowymi południowoafrykańskimi przyjaciółmi. To standardowa rozrywka w każdym małym prowincjonalnym mieście, ponieważ nie ma tam nic innego do roboty.
Czasami mam wrażenie, że mam w sobie jakiś magnes, który przyciąga dziwnych ludzi i dziwne wydarzenia. Na przykład, kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Mosselbye i wszedłem do lokalnego supermarketu, brodaty młody mężczyzna i jego przyjaciel podeszli do mnie i zapytali: "Co jest nie tak z twoim kolanem? Mogę się za nie pomodlić?". (Nie wyglądał na jakiegoś złodzieja czy bezdomnego, a ja byłem tak zmęczony drogą, że powiedziałem: "Proszę, rób, co chcesz". Usiadł na podłodze, położył rękę na moim kolanie i zaczął się modlić: "Drogi Jezu, proszę Cię, abyś dał tej dziewczynie zdrowie, aby jej kolano mogło zostać uzdrowione", a jego przyjaciel powtarzał każde słowo. W tamtej chwili nie zdawałam sobie sprawy z tego, co się stało. Niedługo później dodał mnie do znajomych na Facebooku z wiadomością: "Znalazłem cię z Bożą pomocą!". Kiedy wszedłem na jego stronę, okazało się, że jest lokalną gwiazdą ewangelizacji z dziesiątkami tysięcy obserwujących.
Nie surfuję sam!
Następnego dnia poszedłem na pierwsze zajęcia, poznałem dzieciaki i wszystkich surferów na plaży. W ten sposób już pierwszego dnia poznałem nowych przyjaciół. Nawiasem mówiąc, wszyscy byli mieszkańcami RPA. Nie tylko surfowaliśmy z nimi, ale często robiliśmy braai (południowoafrykański kebab). Mają nawet Dzień Braai tam - to dzień wolny, kiedy wszyscy wychodzą i pieką mięso. Absolutnie w każdym domu i mieszkaniu jest specjalne miejsce na ten braai, można powiedzieć, że jest to duma narodowa i ogólnie bardzo ważny moment w życiu każdego Południowoafrykańczyka.
Nawiasem mówiąc, pomimo tego, że cały czas jedliśmy mięso i często piliśmy alkohol, wróciłem stamtąd w bardzo dobrej formie. Surfing to absolutnie wyczerpująca historia, więc trzeba jeść dużo, obficie i prawidłowo, bo inaczej po prostu nie ma się na nic energii.
O dzieciach
Jeśli chodzi o dzieci, było to bardzo interesujące doświadczenie. Na początku nawet się ze mną nie przywitały. Nie reagowały na mnie w żaden sposób, nie nawiązywały kontaktów towarzyskich. Przede wszystkim byłem starszy od innych wolontariuszy, ponieważ zazwyczaj są to chłopcy, którzy dopiero co ukończyli szkołę średnią (17-19 lat). I to są tacy ludzie, którzy lubią "niańczyć" dzieci, kupować im czekoladki i bawić się z nimi na plaży. Ale zabawa na plaży nie jest tego warta. Zdałem sobie sprawę, że jestem tam w konkretnym celu, więc byłem dość surowy wobec dzieci. Od razu zrozumiały, że nie można ze mną zadzierać. Poza tym mam już pewne doświadczenie w surfingu, więc od razu zacząłem ich szkolić, a nie tylko pchać na fale. Ze względu na te wszystkie okoliczności, za pierwszym razem uważali na mnie i byli dość surowi.
Wraz z pojawieniem się surfingu i tych facetów w moim życiu zdałem sobie sprawę, jak niewiele potrzeba w tym życiu, aby być szczęśliwym.
Pewnego dnia, prawdopodobnie piątego lub szóstego, spóźniłem się trochę i dotarłem do ośrodka nieco później niż zwykle. Kiedy zbliżyłem się do ośrodka, zobaczyłem, że wszyscy siedzą smutni, chociaż zwykle zawsze tańczyli, krzyczeli i chuliganili. Kiedy mnie zobaczyli, natychmiast zaczęli krzyczeć, śmiać się i klaskać w dłonie, skandując: "Mróz! Mróz! Mróz!" (tak nazywa mnie większość moich przyjaciół i znajomych, a chłopaki nie byli wyjątkiem). Okazało się, że myśleli, że wyjechałem i byli szalenie zdenerwowani. W tym momencie moje kamienne serce roztopiło się i zdałam sobie sprawę, że kontakt między nami w końcu się nawiązał. Od tamtej pory relacje między nami były idealne. Jeden chłopak, Sammy, był bardzo skromny i nieśmiały, trudno było się z nim porozumieć, ponieważ cały czas milczał. Pewnego dnia podszedłem do niego, gdy rysował. Natychmiast upuścił ołówki i uciekł. Spojrzałem na jego rysunek i wpadłem w histerię, ponieważ zdałem sobie sprawę, że próbował narysować mój kombinezon.
Współistnienie z rekinami
Oczywiście w Afryce nie brakuje rekinów. Jest ich tam dużo, ponieważ jest to ich siedlisko. Andres (mój trener) nazywa to "koegzystencją". Musisz zdać sobie sprawę, że nie jesteś w swoim żywiole, nie w domu, ale jako gość tych rekinów. Był jeden przypadek, kiedy siedziałem na brzegu z moim przyjacielem z Portugalii i zobaczyliśmy płetwę rekina w wodzie. Mój przyjaciel był na brzegu w ciągu trzech sekund, ponieważ po raz pierwszy widział rekina, było to dla niego stresujące i szokujące. A ja prawdopodobnie byłem bardziej przygotowany na to spotkanie pod względem moralnym.
Andres często powtarzał mi, że jeśli widziałeś płetwę, jesteś w zasadzie bezpieczny. Faktem jest, że rekiny to bardzo inteligentne i przebiegłe drapieżniki, które przeżywają dzięki polowaniu. A jeśli rekin się pokazał, to nie ma się czym martwić, bo atakują od dołu. Poza tym ludzie nie są ich dietą, rekiny jedzą foki.
Pierwsza osoba
Co ogólnie myślę o tym programie? Nie wszyscy chłopcy, których trenowałem, są utalentowani i wysportowani. Profesjonalna kariera surfingowa czeka na 2-3 w najlepszym wypadku, ale naprawdę lepiej jest dla nich uprawiać sport z kumplami na plaży niż przebywać w przygnębiającej atmosferze swojego miasteczka wśród narkotyków i alkoholu. Te dzieciaki nie mają nic poza programem, w którym imprezują i dobrze się bawią. Coraz częściej myślę o tym, że oni nauczyli mnie o wiele więcej niż ja ich. Wraz z pojawieniem się surfingu i tych dzieciaków w moim życiu zdałem sobie sprawę, jak niewiele w tym życiu potrzeba do szczęścia.
Kolejna podróż Nastii do RPA odbędzie się 5 czerwca. Nastia planuje nadal prowadzić swój kanał telegramowy o nazwie "Jestem wolontariuszką u mojej mamy" i opowiadać o swoich południowoafrykańskich przygodach.